Życiorys

ŻYCIORYS NAPISANY PRZEZ MAMĘ GILLOWĄ

          Tomek Gill urodził się w Warszawie dnia 8 grudnia 1954r jako ośmiomiesięczny wcześniak. Jak na wcześniaka rozwijał się fizycznie dość dobrze. Tylko późno zaczął chodzić i mówić. Ale już w czwartym roku życia układał z klocków literowych wyrazy jednosylabowe, w piątym zaczynał czytać pisemko dla dzieci „Miś”, a w szóstym już dobrze czytał różne bajeczki. I kiedy w pierwszej klasie dostał nowy elementarz przeczytał go „od deski do deski” w ciągu kilku wieczorów. Miał wiele ulubionych zabawek, ale przede wszystkim uwielbiał samochody. Uczył się bardzo dobrze. Był bardzo nieśmiały. W pierwszej klasie chodził w pierwszej parze za rękę z panią nauczycielką i czekał na nią na przerwie pod pokojem nauczycielskim, aby razem wejść do klasy.

W dziesiątym roku życia zaczął odczuwać bóle w stawie biodrowym, do tego przyplątały się nawykowe zwichnięcia stawu barkowego. Po wielu badaniach i konsultacjach lekarze orzekli, że bóle stawu biodrowego to wada wrodzona i trzeba operować. Trafił do szpitala dziecięcego przy ul.Kopernika. Od tego momentu rozpoczęła się życiowa tragedia. Po kilku zabiegach chirurgicznych przebywał kolejno w Stołecznym Centrum Rehabilitacyjnym w Konstancinie, a następnie w Instytucie Reumatologicznym. Lekarze dawno postawili diagnozę, że chodzić nie będzie, bo po zabiegach nastąpiły zmiany w organizmie wykluczające możliwość poruszania się. Przez cały czas pobytu w szpitalach uczył się i przerabiał program szkoły podstawowej.

Po wielu staraniach Tomek został przyjęty w styczniu 1969r do Sanatorium w Świebodzinie, gdzie rozpoczął się nowy i niezwykle ważny okres w jego życiu. W Świebodzinie znalazł nie tylko doskonałych lekarzy, ale serdecznych i oddanych dzieciom ludzi. Tomek zawsze nazywał Świebodzin swoim drugim miastem rodzinnym, a Sanatorium – drugim domem. Tu rozpoczęła się intensywna rehabilitacja, w wyniku której Tomek wstał i rozpoczął naukę chodzenia o kulach. I jak powiedziała potem krótko i skromnie Doktor Wanda Kotwicka: „Tomek zrobił nam przyjemną niespodziankę”.

W Świebodzinie Tomek zaczął interesować się fotografią, muzyką, turystyką, zaczął pisać wiersze, szarady. Cały czas bardzo dużo czytał, interesował się sportem, samochodami. Dzięki profesorowi Sobocińskiemu wciągnął się do pracy w Szkolnym Kole Turystyczno Krajoznawczym im.L.Teligi, brał udział w licznych wycieczkach, przez pewien czas prezesował temu Kołu. Do końca pozostał wierny świebodzińskiej „Grupie Opty”, nie opuścił żadnego corocznego zjazdu.

W 1973 roku zdał maturę i wrócił do domu. Rozpoczęła się żmudna codzienna praca przystosowywania młodego człowieka, który wrócił właściwie z zamkniętego kręgu, do życia w normalnych domowych warunkach. A więc ćwiczenia wstawania, przejścia do łazienki, technika samej kąpieli, wchodzenie i schodzenie z pierwszego piętra ćwiczone całymi miesiącami, najpierw przy pomocy osoby drugiej, a później samodzielnie.

W tym czasie rozwinął swoje zainteresowania muzyką, fotografią, pisaniem, ale poza wszystkim chciał pracować, aby być przydatnym społeczeństwu, aby jak mówił: „nie jeść darmo chleba”. W lutym 1974r rozpoczął pracę w Spółdzielni Inwalidów „Saturn” jako chałupnik przy klejeniu czepków kąpielowych, a później przy montowaniu smoczków.

Myśl o samochodzie inwalidzkim najpierw nieśmiała, później zajęła go bez reszty. Dobrzy ludzie pomogli, zrobił prawo jazdy, kupił z przydziału samochód inwalidzki Trabant – Combi – Hycomat i rozpoczęła się „Wielka Przygoda”, świat stał otworem, kontakt z ludźmi nieograniczony. Najpierw doskonalenie jazdy poprzez udział w rajdach w Inwalidzkiej Sekcji Motorowej przy Wojewódzkim Zrzeszeniu Sportowym Spółdzielczości Pracy „Start” i zdobycie Srebrnej Odznaki Turystyki Motorowej, a później wyjazdy, samodzielne wycieczki, turystyka motorowa, zwiedzanie coraz to nowych regionów. Przez dziesięć lat prowadzenia samochodu zrobił ok. 170 tys. km . Za kierownicą czuł się w swoim żywiole, jak mówił: „w samochodzie ustępują mi wszystkie dolegliwości”.

Pracując, przygotowywał się do egzaminu na wyższe studia. W 1980 roku zdał na studia stacjonarne na Wydział Neofilologii Germańskiej Uniwersytetu Warszawskiego, gdyż jak napisze później w ankiecie: „nie wystarczyło mi chałupnictwo, chciałem iść między ludzi, coś znaczyć w przyszłości”. Został wysłany na Międzynarodowy Kurs Językowy do Ilmenau (Turyngia – NRD), gdzie nawiązał wiele ciekawych znajomości i zwiedził dzięki samochodowi ten piękny region Niemiec.

Na studiach zetknął się z grupą niepełnosprawnej młodzieży studenckiej, zrzeszonej w Klubie „”IKAR” (Interesujący Klub Aktywnej Rehabilitacji), działającym przy Radzie Okręgowej Zrzeszenia Studentów Polskich. Zaangażował się w pracę Klubu ze swoistą sobie energią. W najtrudniejszym okresie stanu wojennego, kiedy Klub został pozbawiony lokalu, prezesował grupie starając się, aby ludzie nie tracili kontaktu ze sobą. W tym czasie ciężko chorował, leżał kilkakrotnie w szpitalu, a później kilka miesięcy w domu. Przyjaciele i koledzy odwiedzali go bez przerwy.

Poza działalnością w Klubie był także aktywnym działaczem Oddziału Warszawskiego Polskiego Towarzystwa Walki z Kalectwem, odznaczony Złotą Odznaką tegoż Towarzystwa. Mimo wielu obowiązków, tak na uczelni, jak wynikających z pracy społecznej, znajdował czas, aby siąść od czasu do czasu w ciemni. Fotografią zajmował się od czasów świebodzińskich, znajdował czas na pisanie, muzykowanie przy gitarze, na utrzymywanie rozlicznych serdecznych kontaktów towarzyskich. Jako wnuk Nestorki Polskiej Szarady Janiny Gillowej – „Junony” kontynuował już w drugim pokoleniu tradycje szaradziarskie na łamach „Rozrywki” i „Rewii Rozrywki” pisząc szarady pod pseudonimem „SWING”.

W całym życiu Tomka, we wszystkich jego poczynaniach dominowały: optymizm, pogoda ducha na co dzień, która udzielała się tym, z którymi miał kontakt, umiłowanie świata i ludzi, gotowość pomagania innym na ile pozwalało mu jego inwalidztwo.

Takiego zachowamy w naszej pamięci

MATKA
Warszawa, kwiecień 1985r.